czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 6


Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Wzięłam sobie do serca niektóre rady i dodałam więcej opisów. Niestety nie umiem zrobić akapitów.

 
- Snape! No, tak! - przypomniała sobie Ginny. To jego nie poinformowała o karze. Chociaż, jak miałaby znaleźć Ślizgona? Przecież nie weszłaby do lochów Slytherinu. Czyli raczej nie mogła tego zrobić. W ponurym nastroju szła z Lily na szlaban. Na szczęście miały odbyć karę u Slughorna, który raczej nie skaże swoich ulubionych uczniów na ciężkie prace.
 
Kiedy doszły na miejsce , Severus już tam był. Nie czekając na spóźnionego Jamesa, profesor rozdał zadania. Nie należał on do typu belfrów, którzy wymyślają dla uczniów ciężkie prace. Slughorn wolał wykorzystywać wychowanków do swoich celów.

Ginny została odesłana do sprzątania na półce z portretami ulubieńców, Lily rozpakowywała nowe zioła i układała je w szafkach, a Snape segregował sprawdzone wypracowania na klasy i wkładał je do szufladek. Nie była to trudna praca, ale zlecenie jej komuśbyło dla profesora bardzo wygodne.
A ponieważ w gabinecie panował względny porządek, pewnie dość często ktoś tu sprzątał.

 James wszedł w chwili, gdy profesor rozsiadł się wygodnie w fotelu ze stertą zadań domowych do sprawdzenia i pud
ełkiem kandyzowanych ananasów. Pewnie z powodu spóźnienia, Jamesowi dostała się najcięższa praca - umycie szafki i posegregowanie wszystkich pomieszanych składników. Lecz nawet to było specjalnie trudne. Pracowali w milczeniu. Ginny polerowała szybkę jednego z portretów, zastanawiając się, czemu Mistrz Eliksirów nie zabrał im różdżek. Może myślał, że cały czas ma wszystkich pod kontrolą?
Albo, uświadomiła sobie Gryfonka, trzynastolatkowie nie rzuciliby porządnego zaklęcia czyszczącego lub segregującego, jeśli takie istnieje.

Wkrótce okazało się, że pozornie łatwe zadania są męczące. James z trudem pozbył się brudu
w szafie i teraz próbował dostrzec różnice między kilkoma kamieniami. Obok niego Lily otwierała kolejny karton i starała się rozdzielić podobne rośliny. Severus usiłował ogarnąć wszystkie szufladki i nie pomylić klas. Półka Ginny była naprawdę ogromna. Zdjęć było z kilkadziesiąt.
Na dodatek, aby wytrzeć kurz trzeba było zdjąć je wszystkie. Dziewczyna rozejrzała się szybko i pomogła sobie zaklęciem, unosząc ramki. Nikt tego nie zauważył.

Profesor wolno podniósł się z fotela i wyszedł, aby zrobić sobie coś do picia. Ginny przeszedł dreszcz – bała się tego, co może James'owi przyjść do głowy, gdy nie będzie pod kontrolą nauczyciela. Popatrzyła na pozostałych i odniosła wrażenie, że wie o czym myślą. Severus spoglądał na Lily z miną mówiącą: „Dobrze, że mi wybaczyła, postaram się być dla niej miły, dobrze, że nie lubi tego palanta.” Ruda uśmiechała się czasami lekko do Ślizgona, jakby mówiła: „Pamiętaj, nie rób tak więcej. Jednak nadal cię lubię”, a także: „Mam nadzieję, że James znowu nie zacznie.” Z twarzy Gryfona nie dało się nic odczytać. Wpatrywał się w szafkę, jednocześnie skupiony na robocie. Może myślał: „Chyba źle robię, idę przeprosić Snape'a?”James skruszony? Nie, to odpada.
To może: „Smark jest głupi, po wyjściu coś mu zrobię”? Ale raczej nie ryzykowałby kolejnej awantury. Albo coś takiego: „Lily jest śliczna… Szkoda, że woli tego nietoperza”. I mimo że brzmiało to sensownie, Ginny szybko odrzuciła tą myśl. Nie chciała, by właśnie to
siedziało w umyśle chłopaka. Ale dlaczego?
 ~*~
Odważyła się. W końcu miała mówić z osobą
o kilka lat młodszą… Przynajmniej teraz. Przełknęła ślinę i podeszła do James'a, który jako ostatni wyszedł po zakończeniu szlabanu.
- James? - wzięła głęboki wdech i wydusiła: - O czym myślałeś w trakcie szlabanu?
- Hm… - Gryfon uśmiechnął sztucznie. - Może o tym, że jutro mam mecz, a dzisiaj nie byłem na treningu?
- Ale tak… poważnie?
- Nie. Wybacz, ale… nie powiem ci jeszcze. Później, Ginny, później – popatrzył jej smutno w oczy i pierwszy wszedł przez portret Grubej Damy. Nie oglądnął się za siebie.
~*~
Kiedy następnego poranka Ginny zeszła do Pokoju Wspólnego, zakręciło jej się w głowie od mnogości szkarłatu. Każdy Gryfon miał na sobie czerwono-złoty emblemat, a kilka osób trzymało błyszczącą, wielką flagę Gryffindoru. Nie dało się nie odczuć napiętej atmosfery, chyba każdy denerwował się wynikiem. Nigdzie nie było jednak widać członków drużyny. Pewnie wstali wcześnie i teraz próbują powstrzymać stres.

Dziewczyna przyjęła czerwoną rozetkę z lwem od roześmianych czwartoklasistów i zeszła na dół. Na śniadaniu nie było prawie nikogo, ale przy stole Gryffindoru siedział James.
Wpatrywał się tępo w jakiś punkt na ścianie, a jego talerz świadczył o tym, że jeszcze nic nie zjadł. Ginny usiadła obok niego.
- Jedz – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i podała mu posmarowaną masłem grzankę. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i po chwili wahania przyjął tost.
- Bardzo dobrze – pochwaliła go Gryfonka. - A teraz: Co ci jest? Masz ochotę zwymiotować, zrezygnować z członkostwa w drużynie, czy kombinujesz jak uciec z meczu?
- Właściwie to… wszystko po trochu. Jak…?
- Kilka razy Harry…eee…Mój brat mówił mi jak się czuje przed meczem – na szczęście nie powiedziała, że sama gra. - Myślałam, że przyjaźnisz się z Syriuszem. Czemu nie ma go przy tobie?
- Chciałem być sam.
- To może ja pójdę – Ginny zerwała się, ale chłopak zap
rotestował.
- Wierzę w ciebie. Wiem, że nie zagrasz okropnie - powiedziała dziewczyna.
- Dzięki. Ginny Wczoraj na szlabanie myślałem o… - urwał, jakby przestraszył się swojego wyznania. Przywołał na swoją twarz swój normalny, łobuzerski uśmieszek.
- W każdym razie zjedz coś jeszcze – uśmiechnęła się dziewczyna. -
Będzie ci bardziej niedobrze.
- Zgadzam się. Nie wiem czy zwymiotowanie na jakiegoś Puchona podczas meczu jest zgodne z regulaminem.
Ginny roześmiała się i odeszła. Cieszyła się, że James odzyskał
dobry humor . Jednocześnie trochę przestraszyła się swojej śmiałości, ale powtarzała sobie, że to była tylko tylko podnosiła go na duchu.
~*~
Większ
ą część trybun zajmowała fala żółci. Oczywiście wszyscy Puchoni kibicowali swojemu domowi, a Ślizgoni nie chcieli być po stronie Gryffindoru. Krukoni byli podzieleni, ale i tak to kibiców Hufflepuffu było więcej. Jednak to nie ilość fanów decyduje o wygranej. Na szczęście pogoda dopisała, więc widzowie mogli całkowicie skupić się na meczu, zamiast martwić się deszczem.
Ginny mocno wpatrywała się w James'a, kiedy
wyleciał w powietrze i odetchnęła z ulgą. Chłopak sprawiał wrażenie wyluzowanego. Odwrócił się na chwilę do niej i mrugnął z uśmiechem, ale zaraz skoncentrował się na trzonku swojej miotły . Mecz się rozpoczął . Ścigający Hufflepuff’u błyskawicznie przejęli kafla i pomknęli ku słupkom bramkowym Na szczęście obrońca dość szybko zorientował się w sytuacji i obronił. Piłkę otrzymali Gryfoni, stracili ją, potem odebrali i w końcu Jamesowi udało się strzelić gola. Ginny zaczęła szukać wzrokiem znicza, ale nie mogła go dostrzec. Kiedy wreszcie wypatrzyła błysk złota tuż przy ziemi, otrząsnęła się i zaczęła przysłuchiwać się komentatorowi.
- Doskonała współpraca ścigających Gryfonów, Ellis podaje do Gray, ta zaś
do Pottera… Potter robi unik przed tłuczkiem, kafel wypada mu z rąk, ale przechwytuje go Gray… Wspaniała dziewczyna, przy tym ładna… Tak, już wracam na boisko. Gray podlatuje do słupków, strzela… Jednak nie, podaje Potterowi, GOOOL!!! Osiemdziesiąt do zera dla Gryfonów.
„Osiemdziesiąt? Dobrze nam idzie”- uśmiechnęła się Ginny. Wkrótce wynik wzrósł do
stu trzydziestu przeciw dziesięciu , z czego dziesięć goli strzelił James. Ostatni punkt zdobył prawie spadając z miotły , jednak bardzo widowiskowo. Nawet szukający Gryffindoru zatrzymał swój wzrok na Jamesie na dobre pięć sekund.
I to był błąd. Puchoni nie mieli wspaniałej drużyny, za to świetnego szukającego, który wykorzystał chwilę nieuwagi przeciwnika. Niewiarygodnie szybko przemknął tuż przed nosem Gryfona dezorientując go zupełnie i poleciał w drugą stronę.
Teraz wszyscy już byli pewni, że to nie kolejny zwód. Nie było siły, żeby Puchon nie złapał znicza.
Złapał.
Zawiedziony ryk fali czerwonej i radosny ryk fali żółtej zagłuszyły zupełnie wynik meczu. Było
160:130 dla Puchonów.
Ginny rozejrzała się szybko. James próbował wyglądać na dumnego z siebie, wściekłego na szukającego, zadowolonego z pozostałych ścigających i nieprzejmującego się wynikiem. W rezultacie miał trochę dziwną minę.

Drużyna Hufflepuffu zachowała się naprawdę w porządku. Podeszli do Gryfonów, pogratulowali im dobrej gry i Ginny naprawdę miała ochotę walnąć Jamesa, kiedy ten odszedł bez słowa. Sama razem z Dorcas, dołączyła do grupki
osób chcących pochwalić zwycięzców i przybić piątkę ich szukającemu.
~*~
Ginny nie zamierzała być smutna z powodu przegranej. Już dawno wyrosła z przejmowania się wynikiem meczu. Gryfoni także starali się nie rozpaczać, a wychwalać Jamesa za wyczyny na boisku. Cóż, kiedy on wcale nie zamierzał słuchać pochwał w Pokoju Wspólnym, co można było wywnioskować z faktu, że go tam po prostu nie było.
Ginny zdjęła czerwony szal i wyruszyła na poszukiwania. Po drodze zauważyła na sobie złoty łańcuszek . Nie pamiętała, żeby go zakładała. Jednak, kiedy wyjęła spod swetra cały naszyjnik, wszystko stało się jasne.
Zmieniacza Czasu nie dało się zrozumieć.

Właściwie nie była zaskoczona,
tym co zobaczyła. Mogła się tego spodziewać, zamiast robić sobie fałszywe nadzieje. Nie wiedziała czy chce się rozpłakać, rozerwać go na strzępy czy nawrzeszczeć na siebie za naiwność.
James z całkowitym spokojem i kpiącym uśmieszkiem na ustach, próbował różnych zaklęć na żałosnej istocie kulącej się na podłodze, którą był Snape.
Ginny odetchnęła głęboko, policzyła do pięciu, przemyślała swoją reakcję i pomyślała, że Hermiona byłaby dumna,
gdyby widziała, że nie rzuciła się na Gryfona od razu.
- Dobrze się bawisz? - zapytała lodowatym tonem. Gdyby nie była wściekła, roześmiałaby się. Bardzo dobrze udawała dorosłego Snape'a.
James zmieszał się, albo przestraszył. Właściwie nie było wiadomo co czuje.
- Miałeś wymyślić dobry powód. Jeszcze go nie masz? W takim razie możesz go dręczyć. Jasne?
- Zachowujesz się, jakbym go torturował – James przewrócił oczami. - Ja… tak tylko żartuję. Dał się złapać w pułapkę. To miał być dowcip.
Nie było to najlepsze słowo.
- Żartujesz?
Ja naprawdę rozumiem, że nie wszyscy się lubią. Ani nie uważam, że wszyscy muszą być spoko . Moi bracia… też lubili zrobić komuś kawał. Ale… nigdy by nikogo nie skrzywdzili – głos się jej załamał.
Oni nie byli tacy. George. Fred.
No właśnie, Fred.

Machinalnie dotknęła Zmieniacza Czasu, zawieszonego na jej szyi.
Poczuła znajome wibracje.
I wtedy już wiedziała.
Odkryła kolejny etap tajemnicy Złotego Zmieniacza.

 

3 komentarze:

  1. Bardzo chętnie zostanę twoją betą. Skontaktuj się ze mną przez mojego bloga: hogwartowskie-miniaturki-drappelli.blogspot.com
    Nie do końca ogarniam system wiadomości w Google. Jeśli masz podobnie, pozostawał komentarz w zakładce "Pokój Wspólny". Liczę na współpracę :)
    Pozdrawiam
    Drappella

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie.
    Rozdział ciekawy, spodobał mi się. Czytając go cały czas gryzłam się tym, o czym James wtedy myślał na tym szlabanie. Miałam nadzieję na jakieś wyjaśnienie pod koniec, a tu nic, co tylko podsyciło moją ciekawość :)
    Jestem tu pierwszy raz i rozumiem, że Huncwoci mają trzynaście lat, tak? A Ginny? Nie mogłam się tego domyślić z tego rozdziału. Chociaż skoro myśli o Fredzie w taki sposób, chyba musi mieć około siedemnastu. Nie wiem, czy dobrze dedukuję ^^
    Muszę przeczytać poprzednie, bo ta historia wydaje mi się interesująca.
    Przykro, że nie wygrali meczu, no, ale nie samymi zwycięstwami człowiek żyje i to nie powód, żeby wyżywać się na Snapie. Ale może James miał jakieś wyrzuty sumienia.
    Czekam na dalszą część i biegnę nadrobić poprzednie rozdziały.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
    Optimist ♡
    [the-emerald-eyes.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :3
      Ginny ma 17 lat i było to wcześniej podane :)
      Więc zapraszam na poprzednie rozdziały :)

      Usuń

Zaczarowani

Witches Broom