czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 6


Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Wzięłam sobie do serca niektóre rady i dodałam więcej opisów. Niestety nie umiem zrobić akapitów.

 
- Snape! No, tak! - przypomniała sobie Ginny. To jego nie poinformowała o karze. Chociaż, jak miałaby znaleźć Ślizgona? Przecież nie weszłaby do lochów Slytherinu. Czyli raczej nie mogła tego zrobić. W ponurym nastroju szła z Lily na szlaban. Na szczęście miały odbyć karę u Slughorna, który raczej nie skaże swoich ulubionych uczniów na ciężkie prace.
 
Kiedy doszły na miejsce , Severus już tam był. Nie czekając na spóźnionego Jamesa, profesor rozdał zadania. Nie należał on do typu belfrów, którzy wymyślają dla uczniów ciężkie prace. Slughorn wolał wykorzystywać wychowanków do swoich celów.

Ginny została odesłana do sprzątania na półce z portretami ulubieńców, Lily rozpakowywała nowe zioła i układała je w szafkach, a Snape segregował sprawdzone wypracowania na klasy i wkładał je do szufladek. Nie była to trudna praca, ale zlecenie jej komuśbyło dla profesora bardzo wygodne.
A ponieważ w gabinecie panował względny porządek, pewnie dość często ktoś tu sprzątał.

 James wszedł w chwili, gdy profesor rozsiadł się wygodnie w fotelu ze stertą zadań domowych do sprawdzenia i pud
ełkiem kandyzowanych ananasów. Pewnie z powodu spóźnienia, Jamesowi dostała się najcięższa praca - umycie szafki i posegregowanie wszystkich pomieszanych składników. Lecz nawet to było specjalnie trudne. Pracowali w milczeniu. Ginny polerowała szybkę jednego z portretów, zastanawiając się, czemu Mistrz Eliksirów nie zabrał im różdżek. Może myślał, że cały czas ma wszystkich pod kontrolą?
Albo, uświadomiła sobie Gryfonka, trzynastolatkowie nie rzuciliby porządnego zaklęcia czyszczącego lub segregującego, jeśli takie istnieje.

Wkrótce okazało się, że pozornie łatwe zadania są męczące. James z trudem pozbył się brudu
w szafie i teraz próbował dostrzec różnice między kilkoma kamieniami. Obok niego Lily otwierała kolejny karton i starała się rozdzielić podobne rośliny. Severus usiłował ogarnąć wszystkie szufladki i nie pomylić klas. Półka Ginny była naprawdę ogromna. Zdjęć było z kilkadziesiąt.
Na dodatek, aby wytrzeć kurz trzeba było zdjąć je wszystkie. Dziewczyna rozejrzała się szybko i pomogła sobie zaklęciem, unosząc ramki. Nikt tego nie zauważył.

Profesor wolno podniósł się z fotela i wyszedł, aby zrobić sobie coś do picia. Ginny przeszedł dreszcz – bała się tego, co może James'owi przyjść do głowy, gdy nie będzie pod kontrolą nauczyciela. Popatrzyła na pozostałych i odniosła wrażenie, że wie o czym myślą. Severus spoglądał na Lily z miną mówiącą: „Dobrze, że mi wybaczyła, postaram się być dla niej miły, dobrze, że nie lubi tego palanta.” Ruda uśmiechała się czasami lekko do Ślizgona, jakby mówiła: „Pamiętaj, nie rób tak więcej. Jednak nadal cię lubię”, a także: „Mam nadzieję, że James znowu nie zacznie.” Z twarzy Gryfona nie dało się nic odczytać. Wpatrywał się w szafkę, jednocześnie skupiony na robocie. Może myślał: „Chyba źle robię, idę przeprosić Snape'a?”James skruszony? Nie, to odpada.
To może: „Smark jest głupi, po wyjściu coś mu zrobię”? Ale raczej nie ryzykowałby kolejnej awantury. Albo coś takiego: „Lily jest śliczna… Szkoda, że woli tego nietoperza”. I mimo że brzmiało to sensownie, Ginny szybko odrzuciła tą myśl. Nie chciała, by właśnie to
siedziało w umyśle chłopaka. Ale dlaczego?
 ~*~
Odważyła się. W końcu miała mówić z osobą
o kilka lat młodszą… Przynajmniej teraz. Przełknęła ślinę i podeszła do James'a, który jako ostatni wyszedł po zakończeniu szlabanu.
- James? - wzięła głęboki wdech i wydusiła: - O czym myślałeś w trakcie szlabanu?
- Hm… - Gryfon uśmiechnął sztucznie. - Może o tym, że jutro mam mecz, a dzisiaj nie byłem na treningu?
- Ale tak… poważnie?
- Nie. Wybacz, ale… nie powiem ci jeszcze. Później, Ginny, później – popatrzył jej smutno w oczy i pierwszy wszedł przez portret Grubej Damy. Nie oglądnął się za siebie.
~*~
Kiedy następnego poranka Ginny zeszła do Pokoju Wspólnego, zakręciło jej się w głowie od mnogości szkarłatu. Każdy Gryfon miał na sobie czerwono-złoty emblemat, a kilka osób trzymało błyszczącą, wielką flagę Gryffindoru. Nie dało się nie odczuć napiętej atmosfery, chyba każdy denerwował się wynikiem. Nigdzie nie było jednak widać członków drużyny. Pewnie wstali wcześnie i teraz próbują powstrzymać stres.

Dziewczyna przyjęła czerwoną rozetkę z lwem od roześmianych czwartoklasistów i zeszła na dół. Na śniadaniu nie było prawie nikogo, ale przy stole Gryffindoru siedział James.
Wpatrywał się tępo w jakiś punkt na ścianie, a jego talerz świadczył o tym, że jeszcze nic nie zjadł. Ginny usiadła obok niego.
- Jedz – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i podała mu posmarowaną masłem grzankę. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i po chwili wahania przyjął tost.
- Bardzo dobrze – pochwaliła go Gryfonka. - A teraz: Co ci jest? Masz ochotę zwymiotować, zrezygnować z członkostwa w drużynie, czy kombinujesz jak uciec z meczu?
- Właściwie to… wszystko po trochu. Jak…?
- Kilka razy Harry…eee…Mój brat mówił mi jak się czuje przed meczem – na szczęście nie powiedziała, że sama gra. - Myślałam, że przyjaźnisz się z Syriuszem. Czemu nie ma go przy tobie?
- Chciałem być sam.
- To może ja pójdę – Ginny zerwała się, ale chłopak zap
rotestował.
- Wierzę w ciebie. Wiem, że nie zagrasz okropnie - powiedziała dziewczyna.
- Dzięki. Ginny Wczoraj na szlabanie myślałem o… - urwał, jakby przestraszył się swojego wyznania. Przywołał na swoją twarz swój normalny, łobuzerski uśmieszek.
- W każdym razie zjedz coś jeszcze – uśmiechnęła się dziewczyna. -
Będzie ci bardziej niedobrze.
- Zgadzam się. Nie wiem czy zwymiotowanie na jakiegoś Puchona podczas meczu jest zgodne z regulaminem.
Ginny roześmiała się i odeszła. Cieszyła się, że James odzyskał
dobry humor . Jednocześnie trochę przestraszyła się swojej śmiałości, ale powtarzała sobie, że to była tylko tylko podnosiła go na duchu.
~*~
Większ
ą część trybun zajmowała fala żółci. Oczywiście wszyscy Puchoni kibicowali swojemu domowi, a Ślizgoni nie chcieli być po stronie Gryffindoru. Krukoni byli podzieleni, ale i tak to kibiców Hufflepuffu było więcej. Jednak to nie ilość fanów decyduje o wygranej. Na szczęście pogoda dopisała, więc widzowie mogli całkowicie skupić się na meczu, zamiast martwić się deszczem.
Ginny mocno wpatrywała się w James'a, kiedy
wyleciał w powietrze i odetchnęła z ulgą. Chłopak sprawiał wrażenie wyluzowanego. Odwrócił się na chwilę do niej i mrugnął z uśmiechem, ale zaraz skoncentrował się na trzonku swojej miotły . Mecz się rozpoczął . Ścigający Hufflepuff’u błyskawicznie przejęli kafla i pomknęli ku słupkom bramkowym Na szczęście obrońca dość szybko zorientował się w sytuacji i obronił. Piłkę otrzymali Gryfoni, stracili ją, potem odebrali i w końcu Jamesowi udało się strzelić gola. Ginny zaczęła szukać wzrokiem znicza, ale nie mogła go dostrzec. Kiedy wreszcie wypatrzyła błysk złota tuż przy ziemi, otrząsnęła się i zaczęła przysłuchiwać się komentatorowi.
- Doskonała współpraca ścigających Gryfonów, Ellis podaje do Gray, ta zaś
do Pottera… Potter robi unik przed tłuczkiem, kafel wypada mu z rąk, ale przechwytuje go Gray… Wspaniała dziewczyna, przy tym ładna… Tak, już wracam na boisko. Gray podlatuje do słupków, strzela… Jednak nie, podaje Potterowi, GOOOL!!! Osiemdziesiąt do zera dla Gryfonów.
„Osiemdziesiąt? Dobrze nam idzie”- uśmiechnęła się Ginny. Wkrótce wynik wzrósł do
stu trzydziestu przeciw dziesięciu , z czego dziesięć goli strzelił James. Ostatni punkt zdobył prawie spadając z miotły , jednak bardzo widowiskowo. Nawet szukający Gryffindoru zatrzymał swój wzrok na Jamesie na dobre pięć sekund.
I to był błąd. Puchoni nie mieli wspaniałej drużyny, za to świetnego szukającego, który wykorzystał chwilę nieuwagi przeciwnika. Niewiarygodnie szybko przemknął tuż przed nosem Gryfona dezorientując go zupełnie i poleciał w drugą stronę.
Teraz wszyscy już byli pewni, że to nie kolejny zwód. Nie było siły, żeby Puchon nie złapał znicza.
Złapał.
Zawiedziony ryk fali czerwonej i radosny ryk fali żółtej zagłuszyły zupełnie wynik meczu. Było
160:130 dla Puchonów.
Ginny rozejrzała się szybko. James próbował wyglądać na dumnego z siebie, wściekłego na szukającego, zadowolonego z pozostałych ścigających i nieprzejmującego się wynikiem. W rezultacie miał trochę dziwną minę.

Drużyna Hufflepuffu zachowała się naprawdę w porządku. Podeszli do Gryfonów, pogratulowali im dobrej gry i Ginny naprawdę miała ochotę walnąć Jamesa, kiedy ten odszedł bez słowa. Sama razem z Dorcas, dołączyła do grupki
osób chcących pochwalić zwycięzców i przybić piątkę ich szukającemu.
~*~
Ginny nie zamierzała być smutna z powodu przegranej. Już dawno wyrosła z przejmowania się wynikiem meczu. Gryfoni także starali się nie rozpaczać, a wychwalać Jamesa za wyczyny na boisku. Cóż, kiedy on wcale nie zamierzał słuchać pochwał w Pokoju Wspólnym, co można było wywnioskować z faktu, że go tam po prostu nie było.
Ginny zdjęła czerwony szal i wyruszyła na poszukiwania. Po drodze zauważyła na sobie złoty łańcuszek . Nie pamiętała, żeby go zakładała. Jednak, kiedy wyjęła spod swetra cały naszyjnik, wszystko stało się jasne.
Zmieniacza Czasu nie dało się zrozumieć.

Właściwie nie była zaskoczona,
tym co zobaczyła. Mogła się tego spodziewać, zamiast robić sobie fałszywe nadzieje. Nie wiedziała czy chce się rozpłakać, rozerwać go na strzępy czy nawrzeszczeć na siebie za naiwność.
James z całkowitym spokojem i kpiącym uśmieszkiem na ustach, próbował różnych zaklęć na żałosnej istocie kulącej się na podłodze, którą był Snape.
Ginny odetchnęła głęboko, policzyła do pięciu, przemyślała swoją reakcję i pomyślała, że Hermiona byłaby dumna,
gdyby widziała, że nie rzuciła się na Gryfona od razu.
- Dobrze się bawisz? - zapytała lodowatym tonem. Gdyby nie była wściekła, roześmiałaby się. Bardzo dobrze udawała dorosłego Snape'a.
James zmieszał się, albo przestraszył. Właściwie nie było wiadomo co czuje.
- Miałeś wymyślić dobry powód. Jeszcze go nie masz? W takim razie możesz go dręczyć. Jasne?
- Zachowujesz się, jakbym go torturował – James przewrócił oczami. - Ja… tak tylko żartuję. Dał się złapać w pułapkę. To miał być dowcip.
Nie było to najlepsze słowo.
- Żartujesz?
Ja naprawdę rozumiem, że nie wszyscy się lubią. Ani nie uważam, że wszyscy muszą być spoko . Moi bracia… też lubili zrobić komuś kawał. Ale… nigdy by nikogo nie skrzywdzili – głos się jej załamał.
Oni nie byli tacy. George. Fred.
No właśnie, Fred.

Machinalnie dotknęła Zmieniacza Czasu, zawieszonego na jej szyi.
Poczuła znajome wibracje.
I wtedy już wiedziała.
Odkryła kolejny etap tajemnicy Złotego Zmieniacza.

 

środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 5


Hej! Tym razem rozdział trochę dłuższy, ale i tak nie za długi :)
Poza tym bijemy rekord komentarzy pod postem! Teraźniejszy wynosi 5 :)
Bez długich wstępów, zapraszam!
~~~
Obudziły ją promienie wschodzącego słońca.
Podniosła twarz. Zasnęła na parapecie, nie spała dobrze, ale mimo tego nie chciała wracać do wygodnego, ciepłego łóżka.
Udała się do
łazienki i spojrzała w lustro. Rude włosy były w całkowitym nieładzie, na policzkach widniały czerwone odciski dłoni.
Ginny była osobą, która zwykle spełniała swoje potrzeby, teraz chciała tylko jednego. Szczerej rozmowy i porady. Brakowało jej tylko odpowiedniej osoby.
Tylko kto zechciałby rozmawiać z nią o tak wczesnej porze?
Chociaż… Jest środek jesieni. Słońce wschodzi najwcześniej wpół do siódmej. To wcale nie jest taka nieziemska godzina.
Ubrała szatę szkolną, nawet nie zastanawiając się nad dniem tygodnia. Wyszła cicho z Dormitorium, potem przelazła przez portret Grubej Damy. Przeszła korytarzami
krokiem osoby, która wie gdzie idzie. Stanęła przed gabinetem, wzięła głęboki wdech i zapukała.
- Panno Weasley?! - rozległ się zdziwiony głos kobiety w szlafroku i z rozpuszczonymi, siwiejącymi włosami, która stanęła w drzwiach.
- Dzień dobry, pani profesor McGonagall – odpowiedziała spokojnie Ginny.
- Czym zasłużyłam sobie na tak wczesną wizytę?
- Zmieniacz czasu – ta krótka odpowiedź otrzeźwiła panią profesor. Wpuściła dziewczynę do środka.
- Rozumiem. Pamiętam naszą rozmowę sprzed dwóch lat. Co się stało?
- Otóż dzień po owej rozmowie przeniosłam się dalej. Gdzie? Właśnie do dnia wczorajszego. Co się działo przez ten czas?
- Niesamowite – kobieta usiadła. - Przez cały czas tu byłaś. Nawet raz zarobiłaś szlaban, zgłosiłaś się na komentatora meczów Quidditcha, zrobiłaś zadanie dodatkowe z
transmutacji. Dokładnie pamiętam.
- Świetnie. Ale dowiedziałam się czegoś nowego. Otóż… - Ginny również usiadła i powtórzyła opowieść Grety.
- Nie wiem jak mam ci pomóc. W końcu nie znam cię i twoich przeżyć. Jednak zapewne zmieniacz nie wybrałby cię, gdybyś nie była w stanie odkryć tej tajemnicy. To przyjdzie z czasem.
- Dziękuję, do widzenia – Ginny wstała. Rozmowę, której tak pragnęła, teraz chciała szybko skończyć. Wyszła z gabinetu. Nie wiedziała czego oczekiwała. Pocieszenia, wyjaśnienia problemu?
Wróciła do Pokoju Wspólnego.
Weszła po schodach do Dormitorium i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest sobota. I dopiero teraz poczuła, że jest śpiąca. Opadła na poduszkę.
Zasnęła.
~*~
Obudziła się. Dormitorium było puste. Nie wiedziała co robić, ale końcu wybrała pójście do biblioteki. Ta opcja przynajmniej miała jakiś sens.
Kiedy dotarła do celu, zobaczyła Lily i Mary. Obie siedziały przy stole i odrabiały lekcje. Przysiadła się.
- Cześć! - przywitała ją blondynka, nie podnosząc głowy znad książki.
- Hej! – odpowiedziała ruda z uśmiechem. - Co robicie?
- Tą przeklętą Obronę przed Czarną Magią. Ja nie wiem nic o wilkołakach! - piekliła się Lily.
- Pomogę Wam. Zresztą ja też muszę ją odrobić – przypomniała sobie Ginny. Takie wypracowanie nie stanowiło dla niej problemu. Co innego dla trzynastolatek. Wspólnie napisały pierwszy akapit.
- O, cześć Ginny! - Dorcas wyszła zza regału i bezceremonialnie przysunęła sobie wypracowanie Mary. - Macie już trochę? Dawajcie, piszemy dalej.
Kiedy już prawie skończyły, weszli chłopacy. Gryfonka zauważyła, że Remus westchnął widząc temat wypracowania.
- Czołem dziewczyny! - powiedzieli jednocześnie Syriusz i James. - Dacie przepisać?
Mary przesunęła o cal swój pergamin, ale zaraz cofnęła go. Ginny widziała, że tym razem to nie było wykonywanie rozkazów Lily. Teraz dziewczyny same nabrały słusznych uprzedzeń. Rudowłosa chciała podsunąć chłopakom wypracowanie, ale zawahała się. Mogliby sami napisać, prawda? A raczej nie zasługiwali na zwolnienie się z obowiązku samodzielnego odrobienia pracy domowej.
- Wybaczcie. Jednak troszczymy się o was i chcemy byście mieli coś w głowach. A przepisywanie wypracowań niestety może to wykluczyć – słodko powiedziała Ginny. Dziewczyny cicho zachichotały. Huncwoci odeszli zawiedzeni, słuchając zapewnień Lupina, że on zna się na temacie i przyśpieszy tempo pracy.
- Skoro już mowa o wilkołakach – zaczęła Dorcas konspiracyjnym szeptem. - To trochę o nich poczytałam, bo nie wiedziałam, że ty Ginny tak się na nich znasz. A skoro trochę o nich wiesz, to pewnie domyślasz się, że…
- Kurde, co? - Lily wprost zżerała ciekawość.
- Remus, tak? - zgadła spokojnie Ginny.
- Dokładnie. W końcu zawsze znika podczas pełni. To nie przypadek. No i wydaje mi się, że zawsze z lękiem patrzy na księżyc. A teraz… w końcu „zna się na temacie i raz dwa to napisze”.
- Czyli… on jest wilkołakiem, tak? - zapytała z przerażeniem Mary. W końcu Lupin jej się podobał. To naprawdę niefajnie, kiedy okazuje się, że chłopak o którym marzysz, jest wilkołakiem.
- Przykro mi, ale na dziewięćdziesiąt dziewięć procent tak.
- On jest wilkołakiem. Dlatego zasadzono wierzbę bijącą. Zostaje tam wyprowadzany podczas pełni. A reszta chłopaków o wszystkim wie – wyjawiła Ginny.
- Mogli nam powiedzieć – powiedziała z wyrzutem Lily.
- Ciekawe jak, skoro z nimi nie gadamy. A oni z nami próbują – zauważyła Mary.
- Racja…
~*~
- Ej, gdzie mój dezodorant?!
Wracały z biblioteki. Chłopcy wyszli parę minut wcześniej i teraz dziewczyny usłyszały podniesiony głos Jamesa. Przyśpieszyły.
- No tak, Smarkerus. Czekaj, ty chyba pachniesz moim dezodorantem!
Za rogiem rozgrywała się naprawdę dziwna scena. Syriusz trzymał Severusa, którego obwąchiwał James. Ginny z trudem powstrzymała się od śmiechu. Lily posłała chłopakom wściekłe spojrzenie, ale nie interweniowała.
- Ukradłeś mi go! - gorączkował się Gryfon. - Chciałeś przypodobać się Lily, bo wiesz, że na mnie leci! I uznałeś, że to przez zapach!
- Bo przez co innego? – Snape zarumienił się, ale nie zamierzał poddać się bez walki. - Jakoś nie jesteś specjalnie inteligentny. No, a jak laluś nosi swoje perfumy w torebce, to…
- Co takiego, James?! - wkurzyła się Lily. Wyszła zza rogu i stanęła nad chłopakiem. - A tak poza tym zostaw go!
- Niby czemu – burknął James, wyciągając różdżkę.
-
A niby czemu nie? Co on ci zrobił?
- Weź się nie wtrącaj. To nasza sprawa! Tarantallegra! - ryknął, zmuszając Ślizgona do niekontrolowanych pląsów nóg.
- Natychmiast cofnij to zaklęcie – wrzasnęła Lily. - Jasne?
- Eee… Tylko nie wiem jak to zrobić – przyznał James.
- Ech. Żal mi ciebie – westchnęła Ginny. - Finite!
- Ta szlama nie musi mi pomagać – warknął obrażony Severus, kiedy jego nogi uspokoiły się, po czym zatkał sobie usta dłonią. Nie zdążył przeprosić, bo Lily zmrużyła oczy. W ułamku sekundy wyciągnęła różdżkę. Już prawie rzuciła urok, ale zawahała się. Nie wiedziała, który chłopak bardziej na to zasługuje.
- Protego! - krzyknęła Ginny podchodząc bliżej. - Koniec, jasne? Mam dość tej waszej beznadziejnej kłótni. Moglibyście zachowywać się dojrzalej, a nie takie coś! Sev, spadaj. James, naprawdę nie spodziewałam się tego po tobie. Jesteś takim…
Umilkła. Rozejrzała się po korytarzu. Pozostałe osoby przestraszone uciekły, za to ku nim maszerowała zdenerwowana profesor McGonagall.
- Co tu się dzieje! Znowu ty, James?! I pan Snape oczywiście. Widać, że tym razem również dziewczyny w to wciągnęliście. Szlaban dla wszystkich. Dzisiaj wieczorem. Informacje jeszcze wam wyślę. A teraz na obiad!
- Jak on mógł – wyszeptała Lily, kiedy profesor odeszła. Łzy napłynęły jej do oczu. - Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Lily! - zawołał błagalnie Severus. Kiedy oni odeszli w kierunku Wieży, on nie ruszył się. Dziewczyna spojrzała mu w oczy. Ślizgon wyglądał tak żałośnie…
Zbiegła po schodach, zostawiając Ginny i Jamesa samych.
Nie czekając na towarzyszkę, przeszli dalej.
- Przepraszam, że nawrzeszczałam na ciebie – powiedziała dziewczyna.
- No, może trochę przesadziłem – odrzekł trochę zbity z tropu chłopak.
- Ale następnym razem to już ci zrobię awanturę do kwadratu. Naprawdę nie powinieneś go tak traktować. Dlaczego to robisz? - głos Ginny był spokojny. Poważnie wpatrywała się w Gryfona.
- To kwestia tego… wiesz, że on istnieje – mruknął zawstydzony James.
- No widzisz. To nie jest dobry powód. Stać cię na więcej. Skontaktuj się ze mną, kiedy już wymyślisz przyczynę.
Ginny pierwsza weszła przez Portret Grubej Damy i nie odwracając się więcej wbiegła do Dormitorium. Nie przejmowała się szlabanem. Raczej cieszyła się, że nawrzeszczała na Jamesa. Może to coś pomoże?
Jednocześnie dziewczynie spodobało się, że ma możliwość odzywania się tak do profesora. W końcu do nauczyciela eliksirów nie mogłaby się tak odnosić, a tu proszę. Ta sama osoba, tylko młodsza.
I już kreuje zupełnie inną postać. Cóż, po takim dzieciństwie rzeczywiście trudno by ktoś potem miło traktował Gryfonów.
Poza tym spotkanie z Jamesem wzbudziło pewien niedosyt. Jednak o co właściwie chodziło? O tym Ginny nie miała pojęcia.
Jeszcze.
~*~
Lily żywiołowo opowiadała przyjaciółkom o swojej późniejszej rozmowie z Severusem. Według jej słów, po wielu przeprosinach Ślizgona, ruda wybaczyła mu.
- W końcu nie mogę go odrzucić przez jedno słowo. Zgadza się, to było bardzo przykre, nie wiedziałam, że może mnie kiedyś tak zranić. Ale nie jest tak okropny jak James. No i zastrzegłam by było to ostatni raz.
Ginny siedziała na łóżku sama. Z nudów czytała Standardową Księgę Zaklęć stopień 3. Większość formułek doskonale znała, ale całego podręcznika od deski do deski nie przeczytała. Teraz była okazja, żeby trochę pogłębić wiedzę.
- Ginny, a ty coś zrobiłaś Jamesowi? Bo taki trochę przybity siedzi.
Zaskoczona dziewczyna podniosła głowę znad książki. James przybity? Czyżby naprawdę przejął się jej reprymendą?
- Właściwie to nie… Nieco tylko przemówiłam mu do rozumu. Ale delikatnie.
- Miejmy nadzieję, że to coś da.
Dziewczyna wróciła do lektury, ale nie mogła się na niej skupić. Odrzuciła książkę na łóżko i zeszła do Pokoju Wspólnego. James rzeczywiście nie tryskał entuzjazmem. Wpatrywał się smętnie w jeden punkt.
- Ginny Weasley? - jakaś drugoklasistka podeszła do Gryfonki, która pokiwała głową. - Mam wiadomość od profesor McGonagall.
- Dzięki – odpowiedziała Ginny z wymuszonym uśmiechem. Dziewczyna odeszła. Ginny rozłożyła kartkę i przeczytała informację o szlabanie. Przekaż innym – głosił ostatni wers.
Na pierwszy ogień wybrała Jamesa – był najbliżej, ale i tak musiała przejść przez prawie cały Pokój Wspólny.
Znowu poczuła lekkie ukłucie w sercu, na widok czarnych włosów chłopaka. Krótko powtórzyła mu wiadomość i obrała kurs na kolejną ukaraną czyli Lily.
W drodze do Dormitorium już wiedziała o co chodzi.
James przypominał jej Harry'ego, to za nim tęskniła. Co prawda ucząc się w Hogwarcie i tak byłaby skazana na rozstanie się, ale w tych trudnych chwilach wolałaby go mieć przy sobie. Tym bardziej, że może już go nie zobaczyć.
Kiedy już przekazała informację koleżance, usiadła na łóżku. Miała przeczucie, że o kimś zapomniała, ale nie chciało jej się myśleć o tym. Wolała powspominać wszystkie urocze chwile spędzone z jej chłopakiem. Przestała myśleć o innych rzeczach.
Wakacje z Harry'm były najważniejsze.
~~~
Podobało się? - komentarz
Masz dla mnie jakieś rady? - również komentarz
 Piszę okropnie i chcesz to zmienić? - skomentuj!

Zaczarowani

Witches Broom