niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 4

Wiecie, byłam już bardzo zawiedziona brakiem komentarzy, ale i tak miałam zamiar dalej pisać.
Jednak ostatnio kilka opinii przybyło, za które bardzo dziękuję :*
Dlatego rozdział dodam już dzisiaj.

~~~


Tym razem była przygotowana.
Udało jej się ustać na nogach i zorientować się w sytuacji. Szła z Lily, Dorcas i Mary ścieżką Hogsmeade. Po dekoracjach Ginny rozpoznała czas – Noc Duchów. A rok? Są przynajmniej w trzeciej klasie, jeśli zasada odwiedzania wioski nie zmieniła się.
- Jeszcze nigdy tu nie byłam – rozglądała się Lily. Czyli jednak trzeci rok. Trzynastolatki. Trochę lepiej.
- To cudowna wioska – zachwycała się Mary.
- Chodźmy gdzieś. Ginny, gdzie proponujesz? - zapytała Dorcas. Widzą ją. Traktują jakby zawsze była z nimi. I może tak było?
- Może do Trzech Mioteł? Zaprowadzę. Tak, bracia mi o tym mówili – odpowiedziała na niezadane pytanie.
- Fajny pomysł. Postawię wam po kuflu kremowego piwa, wiecie za te podejrzenia – zaproponowała Dorcas.
- Zaraz, co? - wypaliła Ginny.
- Nie kojarzysz? A kto się najbardziej wkurzał? - Super. Nie wiadomo co ona robiła podczas tych dwóch lat. I wyszła na idiotkę.
- Wybaczcie. Chyba ktoś rzucił na mnie słabe Obliviate – było to kiepskie wytłumaczenie.
- Załóżmy, że ci wierzymy. Chodźmy.
Po wypiciu napoju, poszły kupić sobie słodycze w
Miodowym Królestwie. U Zonka spotkały chłopaków, którzy kupowali łajnobomby.
- Wracajmy już – zaproponowała Mary. - Spóźnimy się na Ucztę.
- Ok – zgodziła się Ginny. - Ale może zwiedzimy jeszcze Wrzeszczącą Chatę?
- Co? - wytrzeszczyły oczy pozostałe dziewczyny.
- Nie słyszałyście o niej? - zdziwiła się rudowłosa i zaraz potem stuknęła się w czoło. Wierzba bijąca została posadzona dopiero dwa lata temu! Nic dziwnego, że jeszcze nikt nie znał
tej atrakcji.
- Nic, nic. Efekt zaklęcia zapomnienia – poprawiła się szybko. Ale reszta nie wyglądała jakby jej wierzyła.
Ich problem. A raczej jej. Bo Ginny coś czuła, że teraz będzie o wiele trudniej jej się przystosować.
~*~
Noc Duchów była jedną z ulubionych uroczystości Ginny. Zamek zamieszkany przez duchy i stare zbroje otaczała aura tajemnicy, wielkie dynie i ozdoby jeszcze bardziej podkreślały atmosferę.
Dziewczyny miały nadzieję, że w tym roku będą mogły ubrać wyjściowe sukienki, o co już dwa lata walczyły, ale Ginny chętnie ubrała czarną szatę szkolną. Nie pogardziła jednak spędzeniem kilkunastu minut w łazience na układaniu włosów. Spotkały się z chłopakami w Pokoju Wspólnym.
- Świetnie wyglądacie! - powiedział Remus. Mary zarumieniła się lekko.
- Eee… tak, właśnie! - poparł go James, ale jeśli miała to być próba podlizania się Lily, to nie udała się. Ginny z ulgą stwierdziła, że to nie ona jest obiektem zainteresowania chłopaka. Nie była wcale zazdrosna, a nie miała ochoty namieszać wiele w przeszłości.
-
Cóż, dzięki – odpowiedziała Ginny, bo reszta dziewczyn jakoś nie wpadła na to, by się odezwać.Zeszli do Wielkiej Sali. Rudowłosa nie musiała wysilać mózgu, by zorientować się, że dziewczyny już nie przepadają za Syriuszem i Jamesem. Niewątpliwie miało to związek z Severusem: Lily nie cierpiała okularnika za złe traktowanie Snape'a, James przez to wyżywał się na Ślizgonie. Sprawa zataczała koło, a Gryfon nie zamierzał odpuścić.
Ginny jak zwykle wylądowała najbliżej chłopaków, Dorcas, Lily i Mary usiadły dalej.
Ruda rozmyślała.
Czy naprawdę dziewczyny mają rację, odsuwając się od Huncwotów? Przecież to wspaniali ludzie!
Ale czy jednak...
Ocenia ich tak, bo ich zna. Bo wie czego dokonali w przyszłości.
Jeśli zaś dziewczyny przez dwa lata widziały w nich tylko rozrabiających, wrednych chłopaków, to nic dziwnego, że mają dość.
Ginny poczuła się rozbita. Było pewne, że
wkrótce będzie musiała wybrać pomiędzy dwoma stronami. Jaka będzie jej decyzja?
Dziewczyna westchnęła i wypiła łyk soku dyniowego. Po raz drugi pomyślała, że życie tutaj może być bardzo trudne. Zawsze jednak pozostawało ponowne użycie Zmieniacza....
~*~
Ginny leżała zakopana w poduszki i kołdrę, z mokrymi włosami i myślała. Znowu. Nie mogła skupić myśli, ale wytężała mózg, by na coś wpaść. Pożałowała, że nie ma z nią Hermiony. Ona by wiedziała co zrobić. Ale w końcu to właśnie do szatynki należał Zmieniacz i ona pewnie umiała się nim posługiwać. A nawet jeśli nie umiała, to przecież próbowała powstrzymać swoją koleżankę, wiedziała, że ten przedmiot jest niebezpieczny.
Wyrzuty sumienia były pierwszą sprawą męczącą Ginny. Drugi problem stanowili chłopacy. Znowu zastanawiała się nad słusznością odrzucenia ich, a dziewczyn.

- Ja tam myślę, że Gin ściemnia z tym zanikiem pamięci. Niby jak to by się mogło stać? - Ginny nie zauważyła kiedy dziewczyny skończyły się myć i usiadły na łóżkach. Najwyraźniej uważały, że obiekt ich rozmowy śpi.
-
W sumie czemu miałaby to robić? W końcu wyszła na wariatkę, a nic nie osiągnęła – zastanawiała się Dorcas.
- Wiecie, jeśli już udaje, to przekonująco – wtrąciła Mary. - W końcu przez cały dzień słowem nie wspomniała o meczu. A wiecie, James gra.
- James jest w drużynie? - Ginny nie wytrzymała i podniosła się na łokciach. Spojrzała na twarze koleżanek. Mieszały się
na nich różny uczucia: zmieszanie, zaskoczenie, wstyd.
- Serio?! - jęknęła Lily. - Ile jeszcze będziesz to ciągnąć? Tak, James jest w drużynie i pojutrze jest mecz.
- Dobry jest? Jaki jest jego rekord? - skoro i tak uważana jest za idiotkę, nie musi dbać o pozory i może zadawać dziwne pytania. Logiczne.
- Czego? - nie zrozumiała Mary.
- Złapania znicza – wyjaśniła niecierpliwie Ginny, przypominając sobie rekord Harry'ego. Pięć minut. James na pewno nie jest tak dobry.
- Ja nie mogę… - Dorcas złapała się za głowę. - On jest ścigającym, Gin. Ści-ga-ją-cym! A po drugie to jest jego pierwszy mecz.
- Ginny. Nie Gin. Dobranoc – dziewczyna weszła do łóżka. Postanowiła natychmiast się przenieść. Nawet jeśli nie w swoje czasy, to zacząć wszystko od nowa bez opinii stukniętej. Wymacała złoty, cienki łańcuszek, objęła obiema rękami mały brylant w środku. Jednak na próżno szukała znajomych wibracji. Złoty Zmieniacz Czasu
nie odpowiadał. Jej serce na chwilę przestało bić, ręce zadrżały, złocisty przedmiot z cichym brzękiem upadł na podłogę. Poczuła beznadziejność sytuacji i mocny niepokój. Musi być jakiś sposób na naprawienie Zmieniacza, przecież nie może tutaj utknąć!
- Czemu? Ten zmieniacz... jest okropny - nie płakała. Ale była zrozpaczona. Na chwilę poczuła płomyk nadziei, kiedy przypomniała sobie ostatnie okoliczności podróży w czasie. Wtedy targały nią silne emocje.
Tak jak teraz.
Drżąc wyciągnęła dłoń po malutką, złotą rzecz. Mocno objęła wszystkie pierścienie,
przesunęła palcami po małej diamentowej klepsydrze. Obróciła kilka razy Zmieniacz.
Nic się nie stało.
Ginny osunęła się na miękką kołdrę.
- Jaki zmieniacz? - zapytała cicho Mary. W jej głosie brzmiało współczucie. Pewnie myślała, że Ginny jest przykro z powodu ich zachowania.
- Czyżby Złoty Zmieniacz Czasu? Tylko on może narobić kłopotów – nie zauważyły, kiedy do pokoju wsunęła się Greta. Rudowłosa lekko pokiwała głową. Była w szoku. Ktoś wiedział o tajemniczym Zmieniaczu.
- Co o nim wiesz? - zainteresowała się Dorcas. Najwyraźniej nigdy
o tym nie słyszała. Ginny zamieniła się w słuch. Czy to możliwe, że zagadka właśnie zostanie rozwiązana?
-
To, że nie istnieje – odpowiedziała Greta. Ginny poczuła ukłucie strachu w sercu. Ale... przecież on jest w jej łóżku. Czyli istnieje.
- Ale opowiedzieć o nim mogę – ciągnęła Greta. - A tak w ogóle, to jak o nim nie mogłyście słyszeć? Mama nie opowiadała Wam o Fontannie Szczęśliwego Losu, Trzech Braciach, Czarze Marze i jej rechoczącym kikucie...
- Nie… Mi opowiadała o Kopciuszku, Śpiącej Królewnie – powiedziała Mary.
- Tak – powiedziały jednocześnie Dorcas i Ginny.
- To powinnyście słyszeć też o Tajemnicy Złotego Zmieniacza Czasu. Ale to nie jest Beedle'a.
- A, to wszystko wyjaśnia. Moja mama trzymała się tylko jego bajek.
- W każdym razie baśń opowiada o niezwykłym zmieniaczu. Kiedy go dotkniesz, nie musisz nic obracać, zmieniacz sam przeniesie cię w odpowiednie czasy.
- Odpowiednie?
- Z tymi czasami musi cię coś łączyć. I podczas twojego pobytu tam coś zrozumiesz. Czegoś się nauczysz. Zmieniacz przenosi tylko wybrane osoby (bo takie go znajdują) i tylko kiedy pomyślą.. czasami o jakiejś osobie, sytuacji. O czymś czego nie możesz zrozumieć, pogodzić się z tym.
- A jak wtedy wrócić do swoich czasów?
- A bo ja wiem? - Greta wzruszyła ramionami. - Przecież to tylko fikcja.
Ginny wstała. Roztrzęsiona podeszła do okna i oparła się o parapet.
Wiedziała, że jej magiczny przedmiot jest tylko bajką. W końcu Insygnia Śmierci też istnieją naprawdę.
Zagadka Zmieniacza rozwiązana.
Chociaż nie do końca.
Dalej nie zna powodu znalezienia się tutaj. Nadal nie zrozumiała niczego. Jeszcze nie wie o czym myślała, kiedy dotknęła zmieniacza.
Bez tego nie powróci do swoich czasów.
Popatrzyła się
przez okno na ciemną noc. Na białe gwiazdy.
Stała tak długo.
~~~
Podobało się? - komentarz :)
Nie podobało się? - napisz, co Ci nie przypadło do gustu.
Dzięki za przeczytanie :*

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 3 (Albo 2½ właściwie)


Dziękuję za komentarze :)
Zmotywowały mnie do napisanie kolejnego rozdziału. 
Zapraszam do czytania!
~~~~

- Och, Mary! - Ginny otworzyła oczy i ziewnęła szeroko. Wczoraj szybko zasnęła.
- Na litość boską, dziewczyny, jest siódma rano! - wymamrotała.
- No wybacz, ale wieczorem byłyśmy trochę zmęczone. Ty chyba też.
- Czyli urządzacie klub ploteczek godzinę przed wstaniem?
- Właśnie tak – odparła Lily wesoło.
- No dobra. I tak już nie zasnę. Mary była na jakiejś randce?
- Hej! Obudź się!
- Po prostu opowiadam im o partii szachów, którą grałam z Remusem – wyjaśniła Mary.
- Och, bo to takie romantyczne – zadrwiła Ginny.
- Ale z nim wygrałam. I się tak na mnie popatrzył... A w ogóle co cię napadło?!
- O siódmej rano zwykle jestem rozdrażniona – Ginny wstała i powlokła się do łazienki.
- Hej! Czekaj! Co jest między tobą a Jamesem? - Odpowiedziało im tylko trzaśnięcie drzwi.
- Problemy jedenastolatek – burknęła rudowłosa, czesząc się. - Tylko jeszcze do mnie się przyczepiły. Nic nie jest między mną a Jamesem! - wykrzyczała otwierając drzwi. - Jasne? Pożyczyłam od niego jedną rzecz, a Syriusz się napatoczył i zaczął z tą zakochaną parą. Moim zdaniem, on leci na ciebie – wskazała na Lily, skutecznie zmieniając temat.
- Ej, gdzie idziesz? - spytała Dorcas, widząc, że Ginny ubiera się w szaty szkolne. - Dzisiaj jest sobota!
- Serio? - Rudowłosa zdziwiła się. Chociaż, jeśli rok szkolny zaczął się w czwartek, jest to jak najbardziej prawdopodobne.
- Hm... Pójdę do biblioteki - Dziewczyna ubrała zwykłą bluzę.
- Może najpierw na śniadanie? Zresztą, sama mówiłaś, że jest siódma rano.
Ginny poczuła, że kręci jej się w głowie. Wybiegła z Dormitorium, łapiąc się za włosy. Nie wiedziała czemu, ale już miała dość. Tęskniła za Hermioną, za Harry'm, za Ronem, Luną i rodziną. Chciała znowu poczuć się siedemnastolatką i zrobić coś szalonego.
Zeszła na śniadanie i zjadła sałatkę owocową. Nie miała apetytu, raczej pragnęła czegoś na orzeźwienie.
- Okej, dziewczyny – odezwał się Syriusz, szturchając lekko Jamesa, który przestał wpatrywać się w Lily.
- Dzisiaj w czwórkę zwiedzamy zamek – wyjaśnił czarnowłosy i popatrzył z nadzieją na Lily. - Chce któraś iść z nami?
- Z wami??? - prychnęła zielonooka.
- Nigdy! - poparła ją Dorcas.
- Chcemy odrobić lekcje, porobić coś innego – Mary spojrzała przepraszająco na Remusa..
- A ja idę – Ginny wstała. Nie widziała w siedzeniu w Dormitorium lepszej alternatywny spaceru.
~*~
Chwile spędzone z chłopakami należały do przyjemnych. Ginny chętnie oprowadzała Huncwotów po różnych zakamarkach zamku. Nie pokazała im tylko Pokoju Życzeń, ale James i tak był zachwycony. Kiedy weszła do Dormitorium, dziewczyny siedziały nad książkami, wyraźnie się nudząc i nie odrabiając niczego.
- Mam nadzieję, że nie dowalałaś się do Remusa – Mary spojrzała na rudą podejrzliwie. Ginny wzruszyła ramionami i usiadła na łóżku.
- Poza tym, co ty sobie myślisz? - krzyknęła Lily. - Włóczysz się z tymi palantami! Nie, Mary, nie mówię o Remusie.
- To są fajni chłopcy – zimno odparła Ginny.
- Widziałaś jak traktują Severusa! Gdzie twoja solidarność?! Miałyśmy się trzymać razem!
- Może przestaniesz się rządzić?! Będę robić co chcę! Jakaś smarkula nie będzie mi rozkazywać!
- Co cię napadło?
- Kto mnie budzi na dziecinne ploteczki, które mnie nie obchodzą? Kto mi wypomina wszystko co robię? Kto się rządzi? - Dziewczyna nie wytrzymała. Lily przypominała jej Harry'ego, chciała do niego wrócić. Pragnęła przeżywać rok szkolny ze swoimi rówieśnymi przyjaciółkami, a nie z obcymi jedenastolatkami. Tęskniła za rodziną. Za Fredem....
Nie panowała nad sobą. Chwyciła pierwsze co miała pod ręką i przymierzyła się do rzutu.
Poczuła znajome wibracje. Świat zawirował.
Rzeczą, którą złapała był Złoty Zmieniacz.
~~~
Podobało się? - Komentarz
Nie podobało się? - Napisz, co mam zmienić.
Jeśli zostawisz adres swojego bloga w komentarzu, chętnię wejdę :)

środa, 6 maja 2015

Rozdział 2.


Hej!
Jestem zawiedziona :(
200 osób odwiedziło mój blog, pewnie tylko kilka przeczytało, a skomentować to już nikt nie raczył.
Trudno :( Ja się staram zawsze komentować. Ale i tak daję następny rozdział. Skończę tą historię, mimo że nikt nie będzie czytał.
~~~

Boisko do Qudditcha budziło miłe wspomnienia wygranych meczy i wesołych treningów. Ginny z uśmiechem na twarzy wciągnęła powietrze do płuc i razem z innymi podeszła do porozrzucanych mioteł na trawie. Nad nimi stała profesor Hooch – o wiele młodsza, ale z tymi samymi krótkimi, siwiejącymi włosami.
- Na mój znak wycelujcie rękę w stronę miotły i powiedzcie „Do mnie!”. I tylko to! Żadnego dosiadania! Uwaga... Teraz!
- Do mnie! - chór głosów parudziesięciu uczniów rozległ się po błoniach. Stara „Srebrna Strzała” pomknęła do wyciągniętej ręki Ginny, która z szerokim uśmiechem na twarzy rozejrzała się. Sekundę później i James trzymał swoją miotłę i gapił się na dziewczynę z opadniętą szczęką. Dalej Zmiatacza 4 przywołała Lily, minutę później Syriusz, ale reszta potrzebowała przynajmniej kilku prób.
- Kto nie ma ochoty, to nie musi, ale teraz trochę się przelecimy. Nie odlatujecie za daleko ani za wysoko! Malutkie kółeczko dookoła boiska. Startujecie dwójkami. Po kolei.
Ginny i Lily dosiadły mioteł i przygotowały się. Ginny oczywiście bez żadnych problemów wzniosła się na parę metrów, następnie wykonała pętlę i zaczęła lecieć dookoła boiska. Za nią podążyła chwiejnie Lily, kurczowo trzymając się trzonka i lecąc o wiele wolniej niż jej koleżanka.

Lekcja nie miała zbyt wielu zdarzeń, nikt nie spadł z miotły, nie trzeba było nurkować po upuszczoną rzecz. Jednak dla Ginny znaczyła bardzo wiele, wreszcie poczuła się jak beztroska jedenastolatka. Również Syriusz trochę skorzystał, bo James założył się z kumplem, że to on pierwszy przywoła miotłę. Kłócił się co prawda, że to chodziło, który z nich dwóch będzie pierwszy, ale faktem było, że to Ginny prześcignęła James'a. I w ten sposób czarnowłosy stracił trzy czekoladowe żaby na rzecz Syriusza.
~*~
Po południu dla zabicia czasu Ginny postanowiła zagrać w szachy z Remusem. Nie miała zamiaru dłużej zamartwiać się sprawą zmieniacza. Trudno, przeniosła się i nic na to nie poradzi. Za to może spędzić przyjemny czas z nowymi kolegami.
- Skoczek na f6 – zarządziła. Chciała wypróbować nowy debiut, którego nauczyła się od Rona. Niestety zaskoczył ją Lupin, przesuwając piona na c1. I mózg dziewczyny całkowicie pochłonęła gra w szachy.
- Hetman D8 i mat! - tryumfalnie uśmiechnął się chłopak kilkanaście minut później. - Nie martw się.
- No to gratuluję. Nie przejmuję się, bo zwykle przegrywam z bratem.
- Rewanż?
- Nie, dzięki. Pójdę na chwilkę do biblioteki. Może Mary zagra? - Ginny widziała jak Mary rzuca jej wdzięczne spojrzenie. Nie dało się nie zauważyć, jak dziewczyna patrzy na Remusa, więc stworzenie okazji do zbliżenia ich dwojga było niewątpliwie dobrym uczynkiem.
~*~
Późnym popołudniem korytarze zalała ciemność i w zamku panowała atmosfera tajemnicy i mroku. Niewielu pierwszoklasistów odważyłoby się przejść nimi, ale Ginny nie bała się. Hogwart traktowała jak drugi dom, po sześciu latach znała wszystkie jego zakątki i wiedziała, że jedyne co może jej się stać to morderstwo przez Bazyliszka. Zadrżała spoglądając na ściany. W tych czasach potwór nadal istnieje, ale nie ma jak się wydostać. Dziewczyna poszła w kierunku biblioteki. Mimo, iż wmawiała sobie, że sprawa przeniesienia się jej nie obchodzi, to naprawdę chciała dowiedzieć się czegoś o Złotym Zmieniaczu. Zanim jednak doszła do celu, ujrzała prefekta Slytherinu na obchodzie korytarzy. Trzymał za rękę Narcyzę Black.
- Za chwilę kończę patrol – szepnął. - Spotkajmy się pod łazienką prefektów. Chcę porozmawiać o naszej przyszłości.
Przyszłość... w gronie śmierciożerców... Czy to możliwe, żeby ta rozmowa mogła dotyczyć planów Voldemorta?
Ginny zwykle nie zastanawiała się, czy to co robi jest logiczne. Od tego była Hermiona!
Teraz Gryfonka również obróciła się na pięcie i pobiegła do Wieży Gryffindoru. Miała zamiar śledzić tę parę Ślizgonów, a do tego potrzebowała jednej rzeczy.
- Gdzie jest James?! - wydyszała wpadając do Pokoju Wspólnego. Remus grał z Mary w szachy, a Syriusz i Peter przypatrywali się im.
- W Dormitorium – poinformował usłużnie Lupin, nie przestając patrzeć się na szachownicę.
Dziewczyna pobiegła na górę. Gryfon siedział na zabałaganionym łóżku i szukał czegoś w torbie.
- James! Pożycz mi swoją Pelerynę Niewidkę!
- Zaraz, że co? Skąd ty wiesz cokolwiek o mojej pelerynie?
- Nieważne, szybko! James, proszę, potem ci wytłumaczę. Nie zabiorę jej, obiecuję. No proszę.
Ale chłopak nie był taki pewny.
- Nie ma mowy!
- No cóż... Accio kufer! - Ginny chwyciła walizkę i wyciągnęła zwitek materiału, zostawiając James'a z rozmyślaniami na temat jej magicznych zdolności. Rzucając mu przepraszające spojrzenie, wybiegła z Wieży.
~*~
Narcyza przytuliła swą głowę do piersi Lucjusza. Ten gładził ją po włosach.
- Jak tam twoje siostry? - zapytał czule.
- Bella jest szczęśliwa w gronie śmierciożerców – na to słowo zmysły Ginny wyostrzyły się. - Ale Andromeda zaręczyła się z mugolakiem. Rodzice chcą ją wydziedziczyć.
- To z nami nie powinno być problemów. W moim drzewie genealogicznym nie znajdziesz ani jednej szlamy.
- Mam nadzieję, że nie sprzeciwią się naszemu ślubowi. Inaczej ucieknę z tobą. Gdzieś. Daleko. Byle razem.
Malfoy pochylił się i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Cyzia przymknęła oczy i zacisnęła swe dłonie na jego szyi.
- Chodź – szepnął Lucjusz, pociągając ją za rękę. - Mam ochotę być z tobą zawsze.
Przytuleni weszli do Łazienki Prefektów. To, co się tam wydarzyło pozostanie zawsze tajemnicą, ale Ginny nietrudno było domyślić się, co się tam stało. Była nieco zawiedziona. Ale czego miała się spodziewać? Że właśnie dowie się o najtajniejszym planie Voldemorta?
Zawstydziła się swojej popędliwości. Straciła tylko czas, pokłóciła się z Jamesem i zdradziła, że wie o Pelerynie. Wróciła do Pokoju Wspólnego. Kiedy tylko chłopak ją zobaczył, doskoczył wściekły do niej, ale ona ruchem dłoni wskazała kąt.
- Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć – powiedziała, wyciągając Niewidkę. - Oczywiście oddaję ci ją. Dotrzymuję obietnic. I przepraszam. Naprawdę mi przykro.
- Po co ona była ci potrzebna?
- Do śledzenia pary Ślizgońskiej, w celu dowiedzenia się czegoś ważnego.
- Wybaczam. Cel uświęca środki – uśmiechnął się czarnowłosy. - Ale powiedz mi jeszcze jedno. Skąd wiedziałaś o pelerynie i jak nauczyłaś się tych zaklęć?
-  Nie mogę ci powiedzieć. Po prostu nie pytaj o nic, bo nie zrozumiesz – Ginny zdała sobie sprawę, że James jest przystojny. Natychmiast skarciła się za to w myślach.
„Dziewczyno, to ojciec twojego chłopaka i na dodatek sześć lat młodszy!” To brzmiało bardzo bezsensownie, ale czy teraz coś ma sens?
- Znamy się dopiero dwa dni i już cię lubię – ruda jeszcze raz uśmiechnęła się szeroko.
- O proszę, pierwsze miłości – zaczął nabijać się Syriusz, podchodząc do nich.
- Zamknij się, okey? - powiedzieli chórem James i Ginny.
- O proszę, jacy zgodni.
- O proszę, przestać mówić o proszę, dobra? - poprosiła dziewczyna.
- Eh, jak sobie chcesz – żachnął się Syriusz i odszedł. A za nim James. Jednak na odchodne rzucił jeszcze:
- Fajnie latasz! - A Ginny uśmiechnęła się i poszła do Dormitorium aby odpocząć po ciężkim dniu.

Zaczarowani

Witches Broom