środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 1.


Dziękuję bardzo osobom, które skomentowały prolog. 
Jeśli to czytasz, proszę, skomentuj, nawet anonimowo. Możesz zostawić swój adres bloga, chętnie przeczytam i skomentuję. (Chyba, że trzeba podać e-mail.)
Zapraszam na rozdział pierwszy. Wiem, że postać profesor McGonnagal trochę zepsułam, ale co tam :)
Nie wzorowałam się na żadnym innym blogu, od początku do końca wszystko wymyśliłam sama (piszę to, bo właśnie natrafiłam na blog Tomione, również z motywem zmieniacza czasu)

Rozdział 1.


- Black, Syriusz! - głos profesor McGonnagal był pierwszym, co zarejestrowały zmysły Ginny. Dziewczyna ze zdumieniem rozejrzała się.
- Mam deja vu – mruknęła, widząc siebie w tłumku pierwszoklasistów i stołek z Tiarą Przydziału. Dobrze wiedziała co to oznacza – trafiła na jakąś Ceremonię Przydziału.

- Gryffindor! - zawołała Tiara Przydziału, a spod niej wynurzył się przystojny, młody chłopak. Z nonszalancją poprawił długie, ciemne włosy i podszedł do stołu Gryfonów. Z drugiego końca sali, rozległ się zawiedziony, pełen pogardy, cichy jęk. Ginny rozpoznała jego autora, była to szesnastoletnia blondynka – Narcyza Malfoy,
wtedy jeszcze Black.
- Evans, Lily – to nazwisko
upewniło dziewczynę, że trafiła w czasy rodziców Harry'ego.
- Lestrange, Rudolf! - Profesor nadal wyczytywała osoby, rozpraszając myśli rudej. Było pewne, że to nie tylko wspomnienie – wyraźnie czuła łokieć czarnowłosego chłopaka stojącego obok.
- Lupin, Remus! - młody Remus był nawet przystojny. Miał bardzo jasno – brązowe włosy i piękne szare oczy.
- Petigrew Peter!
- Potter, James! - chłopak, który wcześniej ją szturchnął, przecisnął się przez coraz mniejszą kolejkę i trafił do Gryffindoru. Pozostałych osób Ginny nie znała lub tylko słyszała o nich. Jednak prawdziwe zdumienie poczuła kiedy, profesor McGonnagal wyczytała:
- Worn... Weasley, Ginevra!
- Co jest grane? Ja mam siedemnaście lat, co ja tu robię? O, Boże! - mamrotała Ginny spoglądając na siebie. Wówczas zobaczyła, że ma jedenaście lat. A raczej jej ciało, bo umysł pozostał ten sam.
- Panno Weasley, proszę podejść – ktoś popchnął ją z tyłu. Podeszła do Tiary. Nie bała się, bo to samo przechodziła sześć lat temu.
- Gryffindor! - werdykt Tiary nie był dla niej niespodzianką. Podeszła do stołu i usiadła obok Lily, która starała się unikać wzrokiem Huncwotów.
Kiedy stoły ugięły się pod ciężarem pyszności, umysł Ginny wyłączył rozmyślanie nad sytuacją i skierował myśli na jedzenie. A także na perspektywę zdobycia nowych przyjaciół.
- Fajne włosy – rzuciła w stronę sąsiadki.
- Nawzajem – uśmiechnęła się druga. - Lily, a ty?
- Ginny – nie wiedziała co mogła więcej powiedzieć. Może coś takiego: „Tak naprawdę mam siedemnaście lat, żyję w innych czasach i chodzę z twoim synem”?
- To jest Mary, a to Dorcas. Spotkałyśmy się w pociągu, ale ty siedziałaś gdzie indziej, więc się nie zapoznałyśmy– Lily pokazała najpierw na ładną blondynkę, potem na brunetkę z delikatnym trądzikiem.
- Miło mi – Mózg Ginny znowu pracował na pełnych obrotach. Czyli widziały ją w pociągu?
- Widziałyście mnie w pociągu? - zapytała zdziwiona.
- Tak, czytałaś książkę – odpowiedziała Mary. Czyli jednak. A przecież nie mogło jej tam być!
Później pomyślę nad wydostaniem się stąd – obiecała sobie dziewczyna, nakładając pieczone ziemniaczki. Ale póki co, chyba już mam przyjaciółki.

Dormitorium w Wieży Gryffindoru nie różniło się bardzo od tego, który Ginny znała. Jednak pozostałe dziewczyny: Mary, Dorcas, Lily i Greta – dość pulchna blondynka, były wielce zaskoczone wyglądem pokoju. Od razu rzuciły się na swoje łóżka, wznosząc szczęśliwe okrzyki i skacząc po nich. Ginny zastanawiała się czy ona także zachowywała się w ten sposób, kiedy pierwszy raz weszła do sypialni.
Usiadła na wolnym łóżku. Nie dane jej jednak było pomyśleć nad sytuacją gdyż Lily zaprosiła ją do rozmowy:
- Ginny, chodź tutaj! Jakiej jesteś krwi?
- Czystej – odpowiedziała. - Ale nie mam nic przeciwko mugolakom.
- To dobrze – odetchnęła z ulgą Mary – bo ja i Lily jesteśmy z rodzin mugoli.
- A ja również czysta – odpowiedziała Dorcas.
„Serio, was to obchodzi? – pomyślała Ginny „I tak wkrótce Was opuszczę… jeśli mi się uda”.
Jeśli... Od tego zależało wszystko. Ale teraz....
- Wyśpijmy się – zaproponowała – Nie wypada spóźnić się w pierwszy dzień.
Przybiły sobie piątki po czym wlazły do pościeli.,
~*~
Całą piątką dziewczyny zeszły na śniadanie do Wielkiej Sali i dzięki Ginny nie zgubiły się ani razu.
- W jaki sposób nie gubisz się tutaj? - zapytała Greta z podziwem patrząc to na koleżankę, to na długie korytarze.
- Mam wielu starszych braci, którzy mi trochę opowiadali – cóż, było to zgodne z prawdą, bo przecież nie powie im, że chodziła już tu parę lat.
- Ja mam tylko starszą siostrę, mugolkę – powiedziała smutnie Lily. Widać było, że nie chce o tym rozmawiać.
- Chodźmy już, głodna jestem – oświadczyła Greta.
Usiadły razem przy stole. Lily pomachała do Severusa siedzącego przy stole Ślizgonów, co wyraźnie nie spodobało się James'owi uśmiechającego się do niej. Ginny usiadła naprzeciw Remusa, obok niej usadowiła się ciemnowłosa, przyjaźnie wyglądająca drugoklasistka. Z jej radosnej gadaniny z koleżanką wywnioskowała, że nazywa się Alicja… Alicja Longbottom. Oczywiście wtedy jeszcze nie miała tego nazwiska, ale spotkanie z nią uświadomiło Ginny, że może nawet skorzysta na tym przeskoku w czasie. Może przecież poznać tylu ludzi, którzy nie dożyli jej czasów. Przełknęła łyżkę płatków z mlekiem. Naprawdę jej smakowały. Spojrzała w drugą stronę, na roześmianą Lily, która osieroci dziecko, przed siebie na Remusa, który także zginie. James, Syriusz, Peter, Severus, Dorcas – teraz nawet nie myślą nad tym, że umrą tak młodo.
Mary przerwała ciszę, głośno odczytując plan lekcji, który właśnie otrzymała od profesor McGonagall. Czy Ginny zdawało się, że gdy ona wzięła do ręki kawałek papieru, kobieta spojrzała na nią bardzo przenikliwie?
- Spójrzcie! Zaczynamy od transmutacji – poinformowała Mary. No i dobrze. Będzie okazja by się kogoś zapytać o co tu chodzi, bo McGonagall wygląda na coś wiedzącą.
- A po przerwie latanie – ucieszył się James i zaczął entuzjastycznie opowiadać Syriuszowi o swoich umiejętnościach. Remus skończył przeglądać jakąś książkę i wstał. Ginny również. Samotnie wyszła z Wielkiej Sali i skierowała się do Wieży Gryffindoru. Wstąpiła do dormitorium aby się spakować na lekcje i uczesała włosy. Aby to zrobić, najpierw zajrzała do bagażów. Zawartość jej walizki różniła się od tej, którą zostawiła w swojej epoce, co miało sens, gdyż pojawienie się tutaj z kompletem książek do siódmej klasy i szat na 170 cm, wzbudziłoby podejrzenia. Czyli zmieniacz zadbał o to, by pobyt Ginny w tych czasach był jak najbardziej prawdopodobny.
~*~
W sali od transmutacji były dwa rzędy dwuosobowych ławek, więc Lily usiadła z Mary w drugiej ławce lewego rzędu, a Ginny i Dorcas za nimi. Ponieważ piąty stolik był już zajęty przez zadowolonych z siebie Krukonów, James i Syriusz zadowolili się czwartym miejscem. Greta wylądowała w pierwszej ławce z jakąś Krukonką, a Remus zajął drugi pulpit w prawym rzędzie, do którego wkrótce z braku miejsc przysiadł się Peter.
Profesor McGonagall sprawdziła obecność, ale kiedy dotarła do Weasley, jej wzrok spoczął na Ginny i został tam przez najbliższą minutę. A może była to tylko wyobraźnia dziewczyny?
Aby nie wzbudzić podejrzeń, Ginny klaskała równie entuzjastycznie jak inni, kiedy kobieta zaprezentowała swoją tradycyjną przemianę w kota. Potem profesor zaczęła mówić o latach ciężkiej pracy, a umysł Ginny odpłynął w rozmyślania nad sytuacją.
- Panno Weasley! O czym ja to mówiłam?
- Że zaczniemy od przemiany zapałek w igły? - zgadła Gryfonka.
- A sprawiasz wrażenie jakbyś nie słuchała… - Pani McGonagall pokiwała głową w zadumie.
„Ale masz farta” – pogratulowała sobie dziewczyna. Jednak dziwne było nie tylko to, ale i fakt, że profesor zwróciła się do niej po nazwisku, podczas gdy innych się o nie pytała.
- No, dobrze. Dzisiaj pierwszy dzień, więc nic nie zadam. Do następnej lekcji! - był to znak, że można wstać i się spakować. Kiedy wszyscy opuścili salę, Ginny podeszła do wicedyrektorki.
- Proszę mi powiedzieć o co tu chodzi – powiedziała wprost.
- Ależ właśnie ja się pytam o co tu chodzi! Nie wiem, o co pytasz!
- Niech pani nie udaje – dziewczyna postanowiła pójść na całość. - Przy sprawdzaniu obecności pani popatrzyła się na mnie, zanim się odezwałam. Dziwne było też to, że tylko mnie pani nie pytała o nazwisko. I tylko przy nim pani pomyliła się, wyczytując uczniów do Ceremonii Przydziału.
- Dobrze. Wiem, że nie jesteś z tych czasów. Ale tylko to. Po prostu to wyczuwam. Jestem pewna, że zawsze byłaś na liście, ale cząstką świadomości pamiętam, że Twoje nazwisko pojawiło się tam nagle. Potwierdza to fakt, że nigdy się nie mylę przy wyczytywaniu uczniów. Może teraz ty się wytłumaczysz?
- Na pewno mi pani uwierzy, kiedy powiem, że umysłem mam 17 lat i chodzę z Harry'm -synem James'a i Lily, którzy nie żyją od dziewiętnastu lat. A i Harry właśnie uratował świat przed Voldemortem – To nie brzmiało głupio. To brzmiało bardzo głupio. Najdziwniejsze było to, że profesor wyglądała jakby jej wierzyła.
- Poinformuj mnie jak się czegoś dowiesz o swojej sytuacji. A i nie mów nikomu o przyszłości. Po prostu bądź kompletnie cicho. My nie możemy dowiedzieć się o tym, co się zdarzy. I spróbuj nie namieszać! Wiesz jak niebezpieczne są podróże w czasie. 

- Czyli zostałam sama z moim problemem – westchnęła Ginny.
~*~
- Minus jeden punkt dla Gryffindoru za spóźnienie – te słowa powitały Ginny, kiedy weszła do sali eliksirów.
- Przepraszam, rozmawiałam z profesor McGonagall – wyjaśniła dziewczyna, przemykając przez rzędy ławek i podchodząc do czteroosobowego stolika, przy którym siedziały już Dorcas, Lily i Mary. Nie były zachwycone stratą punktu, podobnie jak inni Gryfoni. Ginny bawiło to, chociaż sama pamiętała jak bolesne było odejmowanie nawet paru punktów w pierwszej klasie. Potem tracili po parędziesiąt i dopiero wtedy się przejmowali.
- Skoro wszyscy dotarli już, to się przedstawię. Horacy Slughorn. Będę was uczył eliksirów przez najbliższe... przynajmniej pięć lat. Podczas pierwszej lekcji zawsze robię zabawy. Proszę, kto nam powie jaki eliksir znajduje się w pierwszym kociołku?
Trzy ręki wystrzeliły w górę – Lily, Ginny i Severusa. Sytuacja nie zmieniła się do końca zabawy, aż profesor wynagrodził ich 10 punktami dla każdego. I zaprosił ich na imprezkę Klubu Ślimaka.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Prolog

Witam! Jak widać po tytule jest to Potterowskie fanfiction. Zapraszam do czytania i komentowania, gdyż następny rozdział opublikuję po trzech komentarzach. Po postu chcę wiedzieć czy ktoś to czyta :)
~~~~~
Prolog



Ginny odrzuciła na bok rude włosy i skrywając uśmiech popatrzyła na Hogwart. Wróciła na ostatni rok nauki i egzaminy. Mile zaskoczył ją fakt, że również Hermiona postanowiła jeszcze raz przejść siódmą klasę, ponieważ ostatni rok spędziła poza szkołą. Teraz były razem w klasie.
Gryfonka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy zauważyła Lunę. Miło było znowu spotkać się z przyjaciółmi, nawet jeśli oznaczało to roczne rozstanie z Harry'm. Uśmiech spełzł z jej twarzy, kiedy przypomniała sobie o poległych w Bitwie. Lavender Brown, Colin Creevey – z nimi już się nie spotka. Ale straty dalszych znajomych nie mogły przyćmić jednej - śmierci jej brata.
Przełknęła gulę w gardle. Nie mogła rozmyślać o Fredzie. Pozwalała uciec myślom, uciekała od problemu – to był jej sposób. Z drugiej strony rozdrapywanie ran nie miało sensu. Przecież miała chłopaka, przyjaciółkę, wielką rodzinę, a nawet bratanicę. Powinna cieszyć się życiem.

Trudno było przyzwyczaić się do nowej współlokatorki w dormitorium, która już zostawiła swoje ślady obecności w pokoju, gdyż na jednym łóżku leżała wielka walizka Hermiony. Była elegancka i zamknięta..., ale nie całkiem. Z jednej strony wystawał cienki, złoty łańcuszek. Pokusa była zbyt silna, więc dziewczyna nawet nie zauważyła kiedy otworzyła bagaż. Na wierzchu stosu książek i szat leżał złoty zmieniacz czasu. Znacznie różnił się od tych, które Ginny kiedykolwiek widziała, mało tego: emanował jakąś nieznaną mocą. Można było pomyśleć, że dziewczyna, którą kiedyś przez zwykły dziennik opanował czarnoksiężnik, będzie ostrożnie obchodzić się z niezwykłymi przedmiotami, ale nie. Gryfonka wzięła zmieniacz do ręki. Dotknęła małego brylantu znajdującego się pośrodku złotych obręczy. Poczuła wibracje.
- Ginny, nie! - usłyszała rozpaczliwy, przerażony głos Hermiony. - Nie dotykaj tego!
Rudowłosa gorąco chciała posłuchać, odłożyć ten przedmiot, ale to była tylko cząstka jej woli. Objęła złoto dłońmi. Świat zawirował. Ręce Hermiony dotknęły miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała jej przyjaciółka, ale napotkały tylko powietrze.


Zaczarowani

Witches Broom